27 marca 2021 r. miną trzy miesiące, odkąd w Polsce rozpoczął się program szczepień przeciwko wirusowi SARS-CoV 2 wywołującemu COVID-19. Do tego czasu, pomimo przerw w dostawach szczepionek, ok. 5 mln Polaków otrzymało przynajmniej jedną dawkę szczepionki przeciw koronawirusowi, co oznacza, że odsetek zaszczepionych Polaków plasuje się na poziomie 8.58 procent. W takim tempie odporność zbiorowiskową, która oznaczałaby koniec pandemii, osiągniemy za ok. 28 miesięcy – tj. w lipcu 2023 r.
Już w styczniu bieżącego roku dr Bartosz Fiałek ostrzegał, że zbyt wolne tempo szczepień nieodzownie idzie w parze z występowaniem kolejnych fal epidemicznych, których opanowanie będzie możliwe tylko dzięki rozszerzeniu obostrzeń na cały kraj. W ostatnich tygodniach w Polsce nastąpił dawno przewidywany wzrost zakażeń COVID-19. W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Zdrowia informowało o 27.278 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem – największej liczbie od listopada ubiegłego roku. W związku z tzw. “trzecią falą”, do 9 kwietnia w całej Polsce swoją działalność muszą zawiesić m.in. hotele, galerie handlowe, teatry, muzea, galerie sztuki, kina oraz obiekty sportowe, a dzieci z klas 1-3 przechodzą na tryb nauczania zdalnego. Przedświąteczny lockdown mający na celu spowolnienie rozprzestrzeniania się wirusa dzięki ograniczeniu mobilności społeczeństwa, jest tylko działaniem doraźnym i nadal nie rozwiązuje istoty problemu – zbyt powolnego tempa szczepień.
Jak przyspieszyć proces szczepień w Polsce i nie dopuścić do czwartej fali? Niestety poprawa logistyki i zdobywanie kolejnych dostaw szczepionek na czas nie jest jedynym wyzwaniem, które stoi na przeszkodzie przed zbudowaniem odporności zbiorowiskowej i wróceniem do względnej normalności. Z najnowszego sondażu UCE Research i Syno Poland przeprowadzonego na zlecenie redakcji Gazety Wyborczej wynika, że liczba osób, które chcą się zaszczepić przeciw COVID-19 spadła i obecnie wynosi 52 proc. Można domniemywać, że owa tendencja spadkowa ma związek z ostatnimi doniesieniami nt. skutków ubocznych szczepionki AstraZeneca, a w szczególności podwyższonego ryzyka zdarzeń zakrzepowo-zatorowych.
Obecnie wiele osób zadaje sobie pytanie: Czy szczepionka jest bezpieczna? Jak czują się ludzie, którzy otrzymali już zastrzyk? W dobie ograniczonych kontaktów społecznych nie każdy ma szansę porozmawiać przed szczepieniem ze specjalistą i rozwiać wszystkie swoje wątpliwości. Wiele osób szuka odpowiedzi w Internecie i natrafia na mrożące krew w żyłach nagłówki: począwszy od „Młoda nauczycielka zmarła tydzień po szczepieniu przeciwko COVID-19. Sprawę wyjaśnia prokuratura”, przez „Nie żyje 28-letni lekarz. Brał udział w testach szczepionki na koronawirusa”, po “Znani lekarze mają poważne wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa stosowania szczepionki na SARS-CoV-2”.
Do tej pory Europejska Agencja Leków (EMA) dała zielone światło dla trzech szczepionek na COVID-19 wyprodukowanych przez koncerny: Moderna, Pfizer/BioNTech oraz AstraZeneca. Dwie pierwsze szczepionki zawierają w sobie wycinek kwasu nukleinowego mRNA kodującego informację o budowie białka S specyficznego dla wirusa SARS-CoV2. Szczepionka firmy AstraZeneca powstała w oparciu o inną technikę i składa się z innego odpowiednio zmodyfikowanego wirusa, który zawiera w sobie gen kodujący białko S. Niezależnie od rodzaju przyjętej szczepionki, efekt jest taki sam – ludzki układ odpornościowy uczy się rozpoznać koronawirusa (białko S pełni funkcję antygenu) i produkuje odpowiednie przeciwciała. Dzięki wytworzeniu pamięci immunologicznej, w momencie kontaktu z koronawirusem, chronimy się przed zachorowaniem na COVID-19.
W żadnej ze szczepionek dostępnych na rynku nie znajdziemy żywego wirusa SARS-CoV2, dlatego zachorowanie na COVID-19 nie jest możliwe. Niemniej jednak należy pamiętać, że szczepionka przeciwko koronawirusowi, tak jak każda substancja aktywna wprowadzana do ludzkiego organizmu, wiąże się z ryzykiem wystąpienia efektów ubocznych, które mogą imitować przebieg infekcji. Zaszczepieni pacjenci najczęściej skarżyli się na ból w miejscu wstrzyknięcia (88.2 %), zmęczenie (65.3 %), ból głowy (58.6 %), bóle mięśni (58.0 %), bóle stawów (42.8 %), dreszcze (44.2 %), nudności (19.0 %) oraz gorączkę (15.5 %.) Efekty uboczne występowały raczej po podaniu drugiej dawki specyfiku i ustępowały w przeciągu kilku dni. Poważne efekty uboczne tj. zaburzenia funkcjonowanie układu nerwowego, udary, zawały serca, występowały z podobną częstotliwością u pacjentów zaszczepionych (1.0 %, 147 przypadków) i tym którym podano placebo (1.0 %, 153 przypadki).
Ostatnimi czasy w sieci zaczęły się pojawiać doniesienia nt. skutków ubocznych szczepionki AstraZeneca. Pomimo tego, że szczepionka przeszła rygorystyczne testy w fazie badań klinicznych, Europejska Agencja Leków oraz Brytyjska Agencja ds. Leków zdecydowały się przeprowadzić dodatkowe badania. Zgłoszone działania niepożądane szczepionki COVID-19 Vaccine AstraZeneca zostały starannie ocenione i 18 marca 2021 roku została wydana opinia, która wykazała, że ilość incydentów zakrzepowo-zatorowych u osób, które przyjęły szczepionkę AstraZeneca, jest niższa niż w populacji ogólnej. Cztery dni później, tj. 22 marca br. ogłoszono efekty analizy okresowej badań III fazy prowadzonych w USA przez AstraZeneca. Badania wykazały skuteczność preparatu na poziomie 80% w zapobieganiu objawowemu COVID-19 oraz 100% skuteczność w ochronie przed ciężkim przebiegiem choroby i hospitalizacją. Nie stwierdzono też zwiększonego ryzyka zakrzepicy. Piotr Najbuk, dyrektor ds. relacji zewnętrznych AstraZeneca, zaznaczył, że dzięki decyzji, że w Polsce nie wstrzymano szczepień, wiele tysięcy osób miało większe szanse na uniknięcie ciężkiego przebiegu choroby, powikłań oraz śmierci.
To nie jest pierwszy raz, kiedy pojedyncze doniesienia z mediów społecznościowych burzą ład programu szczepień. Do tej pory najwięcej zamieszania wywołali Wolfgang Wodarg oraz Michael Yeardon, którzy wystosowali do Europejskiej Agencji Medycyny list nt. domniemanego negatywnego wpływu szczepionki na płodność kobiet. Wszystko zaczęło się od rozpowszechnianych w Internecie doniesień jakoby białko na powierzchni wirusa było tożsame z białkiem syncytin 1 biorącym udział w procesie tworzenia się łożyska podczas ciąży. Fałszywe doniesienia sugerowały jakoby szczepionka przeciwko COVID-19 miała programować organizm tak, iż rozpoznawałby własne białka jako fałszywe i sabotował dalszy rozwój ciąży. Te domniemania nie mają żadnego pokrycia w badaniach naukowych, niemniej jednak zdążyły zrazić do szczepień wiele kobiet.
Wszyscy naukowcy zgodnie apelują, żeby w dyskusji na temat szczepień opierać się na twardych danych naukowych. Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż szczepienia stanowią najlepsze narzędzie w walce z pandemią, dlatego opóźnianie procesu z powodu pojedynczych doniesień z social mediów jest najgorszym możliwym scenariuszem. Przyłączam się do apelu ekspertów i zachęcam do szczepienia zgodnie z wytycznymi.